Nie jestem znawcą fizyki, ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Trudno mi zrozumieć zasadę działania grawitacji, ogólną teorię względności itp. Ale czy nie mogłoby tak być, że grawitacja tak naprawdę wszystko odpycha zamiast przyciągać? Grawitony mogłyby być wszędzie i przekazywać swój pęd wszystkiemu, z czym się zderzą, a zasłonięcie materii przez inną materię w którejś strony powodowałoby, że z tej strony jest mniej grawitonów, więc większa siła działa ze wszystkich innych stron i to powoduje ruch tej materii. Grawitony mogłyby być takie małe, że przenikają przez materię i tylko część z nich zderza się i przekazuje swój pęd, dzięki temu działają równomiernie na całą objętość tej materii, a nie tylko zewnętrzną część. To by tłumaczyło też coraz szybsze rozszerzanie się wszechświata.
Zakrzywienie czasoprzestrzeni wydaje mi się nierzeczywiste. Musi być inne wytłumaczenie, niż to, które jest popularne we współczesnej fizyce. Wydaje mi się, że świat jest prostszy, a teorie fizyczne są dopasowywane naokoło i przez to są takie skomplikowane - tak jak obliczanie ruchu planet i innych obiektów w układzie słonecznym, gdy się przyjmuje, że słońce stoi w miejscu.